wtorek, 26 listopada 2013

Napisz tekst na próbę

Pewnie niejeden copywriter spotkał się z potencjalnym zleceniodawcą, który na wstępie zażądał tzw. tekstu próbnego "w celu sprawdzenia umiejętności przelewania myśli na papier". Co ciekawe - pewnie niejeden copywriter, do którego zostało skierowane takie żądanie - ma własną stronę internetową zawierającą przynajmniej kilka próbek jego pisarskich umiejętności. Czy więc zleceniodawca jej nie zauważył, a może nie chciało mu się jej przeglądać i czytać tekstów?

Podejrzewam, że może to być kilka powodów jednocześnie. Z jednej strony lenistwo, niechęć wejścia pod wskazany adres i poszukania sobie próbek, a wreszcie przeczytania ich. Z drugiej strony, ten sam mail został wklejony i wysłany do 30 adresatów, nadawca nawet nie czytał ofert copywriterów, po prostu od razu skierował do nich taką informację. Z trzeciej zaś strony, a zakładam że to powód główny, wielu zleceniodawców liczy na tekst za friko. Bo przecież dostanie "próbkę" od copywritera (jeszcze na wskazany przez samego siebie temat!), która bez wątpienia będzie bardzo dobrej jakości - w końcu to copywriter musi się wykazać, że do owego zlecenia się nadaje. A na końcu, niedoszły zleceniodawca "jednak podziękuje za współpracę" albo nie odezwie się już nigdy.

Nie dajcie się wykiwać, panie i panowie! Przyglądajcie się uważnie osobom i firmom, które się do was zgłaszają, bo niektórzy to zwyczajni krętacze i oszuści. Nie twierdzę, że nigdy nie powinno się pisać tekstów próbnych, bo czasem nawet trzeba udowodnić, że jest się w stanie spłodzić tekst o specyficznym temacie i słownictwie. Jednak musi to być podparte silnymi argumentami oraz wiarygodnością kontrahenta! Bo teraz tak powiedzcie szczerze, czy słyszeliście, aby kiedyś jakakolwiek firma zgłaszała się do drugiej firmy z propozycją: "zamówimy u was sto samochodów, po milion złotych każdy, ale najpierw zróbcie dla nas jedną sztukę gratis, żebyśmy mogli się przekonać, że wszystko nam pasuje..."?

sobota, 23 listopada 2013

(Nie)patriotyczna gra słów

Ostatnio rzucił mi się w oczy plakat z dokładnie takim samym tekstem, jak na załączonej grafice. Co mnie w nim ubodło? Jako copywritera ubodło mnie błędne zestawienie słów, jakie zastosował autor plakatu.

"Nacjonalizm to nie patriotyzm, bo nienawiść to nie miłość."




Na czym polega ów błąd? Zestawiono dwa synonimy, z dwoma antonimami. Nacjonalizm i patriotyzm to synonimy. Nienawiść i miłość to antonimy.

Nawet jeśli uznamy, że nacjonalizm jest skrajną, negatywną formą patriotyzmu (choć jest to błędne założenie, popularne w bloku postkomunistycznym, w krajach zachodnich nacjonalizm jest postrzegany pozytywnie i oddziela się go od faszyzmu/nazizmu) to wciąż pozostaje jego SYNONIMEM.

Tymczasem nienawiść i miłość to przeciwieństwa. To ANTONIMY.

Autor hasła błędnie więc próbuje udowodnić czytelnikowi, że pierwsze założenie na zasadzie logiki można przyrównać z drugim założeniem. To jest ewidentny błąd. Gdyby rzeczywiście miała wynikać z tego jakaś logika, hasło brzmiałoby np.:

"Nacjonalizm to nie patriotyzm, bo fascynacja to nie miłość".

albo

"Antypolskość to nie patriotyzm, bo nienawiść to nie miłość".

Ale plakat z takimi hasłami według Autora zapewne nie miałby sensu zaistnieć. Dlatego, moim zdaniem, nie powinien zaistnieć nawet ten, który (niestety) musiałem oglądać i tutaj komentować. Bo on sensu nie ma tym bardziej.

czwartek, 21 listopada 2013

Przypowieść o pustym pudełku

Na jednym z copywriterskich blogów trafiłem na ciekawą notkę:

"Najlepszym copywriterem jest ten, który za pomocą słów sprzeda puste pudełko. Sprzedając, jednocześnie pozwoli swojemu klientowi uwierzyć, że zawartość pudełka zmieni jego życie na lepsze."

Generalnie można powiedzieć, że jest to dobre "poetyckie" określenie tego, czym się zajmuje copywriter perswazyjny. Taki fachowiec potrafi słowami czynić cuda, nakłaniając "czytelników" do zakupu produktu czy usługi.

Jeśli jednak weźmiemy te słowa nieco bardziej na serio - czy nie jest to już nieuczciwość, oszustwo, naciągactwo? Sprzedawać komuś puste pudełko i wmawiać mu, że to co jest w środku, czyli nic (poza powietrzem) zmieni jego życie na lepsze... W sumie może i zmieni, bo już następnym razem nie da się sfrajerzyć i nie kupi kota w worku. Znaczy się "nie kupi powietrza w pudełku".

Wydamy Ci książkę... tylko zapłać

Z racji, iż szeroko pojętym pisaniem zajmuję się od najmłodszych lat, często w moje ręce trafiały prace mniej doświadczonych "pisarzy" z prośbą oceny wartości jego twórczości. Pewnego razu odezwał się do mnie amator powieści fantasy, który właśnie ukończył swoje "niezwykle nowatorskie dzieło" (jak to sam określił), tylko potrzebuje drobnej opinii - co o tym sądzę. Oczywiście początkowo miał opory z wysłaniem mi pliku z powieścią, abym przypadkiem nie wykradł mu pomysłu (tak jakbym sam miał ich w głowie mało...). Po stwierdzeniu, że wystarczy mi kilka stron (fragment) jego powieści, na podstawie którego ocenię styl pisarski Autora - wreszcie mi zaufał (trochę to było dziwne - najpierw sam z własnej inicjatywy do mnie pisze z prośbą o rzucenie okiem, a później ma opory z zaufaniem mi).

No cóż, styl był nijaki. Zdania sztywne i ciężkie, męczące umysł. Najgorsze jednak było to, że "pisarz" korzystający z programu, który automatycznie podkreśla błędy ortograficzne... przesłał mi pracę niemal całą zaznaczoną na czerwono. Od błędów tych aż się roiło!!!

Zasugerowałem, aby jeszcze popracował nad stylem, jeszcze troszkę popisał, a w międzyczasie rzucił okiem do książki z języka polskiego (aby doszlifować kilka podstawowych zasad pisowni). Autor oczywiście stwierdził, że czekać nie może, bo jego dzieło wymaga pilnego wydania...

Po kilku tygodniach wysłał mi pełną dumy wiadomość - WYDADZĄ MOJĄ KSIĄŻKĘ!!!. Oczywiście po zdradzeniu szczegółów wyszło na to, że Autor trafił do jakiegoś szemranego wydawnictwa, które bardzo chętnie wyda jego "niezwykle nowatorskie dzieło", choć oczywiście pełne koszty wydania poniesie sam Autor, a owe tajemnicze wydawnictwo sfinansuje dodruk większej ilości książek, kiedy sprzeda się odpowiednia ilość pierwszego wydania (nie pamiętam ile - tysiąc sztuk?).

Ręce opadają, że ludzie lecą na takie oferty.

środa, 20 listopada 2013

Uboga i specyficzna perswazja

Lubię poszperać sobie w internecie, poszukując różnych ciekawostek dotyczących copywritingu, marketingu, reklamy itp. Ostatnio trafiłem na bloga, gdzie pod (jakże enigmatycznym i poetyckim) tytułem wpisu "Copywriter" znalazłem listę złożoną z plusów i minusów (cytuję tylko ciekawsze fragmenty):

"+ operowanie słowem – ubogie i specyficzne ale jednak warsztat
+ psychologia – trafianie z perswazją w klienta
+ skrupulatność nie jest tak istotna jak w biurze
+ sto razy mniejsza odpowiedzialność
+ pracuje wciąż dla siebie, doskonale SWÓJ warsztat, jestem samodzielną jednostką, prawie nie na etacie

- praca non stop – nie wiadomo kiedy wpadnie jakiś pomysł"


Pozwolę sobie skomentować poszczególne podpunkty (w kolejności jak wyżej). Złośliwie.

+ warsztat pisarski, a jednocześnie operowanie ubogim i specyficznym słowem? Toż to sprzeczność! Dobry warsztat pisarski (bo o warsztacie się zwykło mówić, gdy jest dobry) to operowanie różnorodnym i bogatym słownictwem! Zresztą, od kiedy to copywriter ma za zadanie operować UBOGIM słownictwem? Atutem dobrego copywritera jest bogactwo językowe, a nie jego ubóstwo! Bo można odnieść wrażenie, że owe ubogie i specyficzne słownictwo (o którym Autor pisze) kończy się copywritingiem typu "No to kurwa, szanowny kliencie, zapraszam Cię do zapoznania się z ofertą, nie czekaj, tylko wbijaj na stronkę ziomal...";

+ psycholog to by się przydał temu, co chce trafiać z perswazją w klienta. Można pisać teksty perswazyjne, albo generalnie używać technik perswazyjnych, ale do klienta to można trafiać... no nie wiem, z łuku chyba. Znaczy się - strzałą wystrzeloną z łuku;

+ skrupulatność nie jest istotna tak jak w biurze? W jakim sensie? Czy to znaczy, że możesz walić literówki, błędy ortograficzne, mylić znaczenie słów? No bo kto by się tam przejmował, że PROFESJONALNY tekst marketingowy zawiera błędy (bo copywriter nie był skrupulatny i dokładny);

+ sto razy mniejsza odpowiedzialność? No chyba u Ciebie, człowieku. Nie bierzesz odpowiedzialności za to co robisz? Ja bym nawet powiedział, że podczas pisania bardzo wartościowego merytorycznie tekstu (np. z zakresu medycyny) ODPOWIEDZIALNOŚĆ jest sto razy większa niż podczas pracy w biurze, kiedy masz poprzekładać segregatory z kąta w kąt, czy też skserować dla szefa ulotkę ze śniadaniami na dowóz;

+ rozbawiło mnie określenie "prawie nie na etacie". Co to znaczy? Jak można być "prawie nie na etacie"? Pierwszy raz słyszę o wpisie w umowie, gdzie w rubryce "wymiar pracy" jest napisane "prawie nie na etacie" (zamiast np. 1/2 etatu). Drogi Autorze, tego zabawnego wpisu - jest się na etacie, albo nie jest się na nim w ogóle (nie ma form pośrednich). Jeśli chodzi o copywritera, który nie jest zatrudniony w żadnej firmie, to nie jest on na etacie. Nawet jak ma się 10 zleceń dziennie (np. na umowę o dzieło) to nadal nie jest się na etacie. Na tym polega freelancing (bycie wolnym strzelcem). Widocznie "ubogie słownictwo", o którym pisał Autor w pierwszym podpunkcie wychodzi mu bokiem, bo nawet nie zna znaczenia wyrazu "etat";

- owszem, zgodzę się, jest to w pewnym sensie praca non stop, ale niekoniecznie dlatego, że nie wiadomo kiedy wpadnie pomysł. To jest praca dla ludzi kreatywnych, które często nie mogą czekać na pomysł (tydzień, miesiąc, rok), bo mają termin tzw. deadline na wykonanie zlecenia, przykładowo do dwóch dni. Zresztą, czy jest to praca "non stop", zależy również od ilości zleceń, ile się otrzyma - z jednym zleceniem na miesiąc ciężko mówić o przepracowywaniu się... No, ale jak ktoś nad jednym pomysłem siedzi przez miesiąc, to nic dziwnego, że jedno zlecenie starcza mu na "non stop".

Uff. Dziękuję za uwagę.

Asystent zespołu - praca dla "forever alone"

Ostatnio miałem okazję natknąć się (w branży związanej z szeroko pojętym marketingiem) na ofertę pracy dla (uwaga, uwaga!!!) ASYSTENTA ZESPOŁU.

Co to za twór?

Ano, nie wiadomo co to za twór, ani co autor miał na myśli, ale analizując nazwę stanowiska można dojść do wniosku, iż przeznaczone jest ono dla tzw. "forever alone". Dla samotników z wyboru lub z przymusu. Z czego wynikają moje wnioski?

Mianowicie z tego, iż do czynienia mamy nie z CZŁONKIEM zespołu, a zaledwie ASYSTENTEM zespołu. Do czynienia mamy nie z nowym kompanem wspomnianego zespołu, a jedynie kimś, kto mu asystuje, kto stoi z boku i ewentualnie pomaga, kiedy zespół sobie tego zażyczy. Tak bym to rozumiał. No bo jak inaczej?

Nie znam żadnych regÓł!!!

Choć wydaje mi się, że jestem doświadczonym copywriterem i z niejednym zadaniem sobie poradzę - niektóre zlecenia mnie zaskakują. I, niestety, muszę unieść ręce nad głowę i się poddać, bo nie jestem w stanie za żadne skarby ich wykonać.

Jakie to zadania?



Np. takie, gdzie wymagana jest znajomość "regół ortograficznych". Ja znam tylko "reguły", ale "regół" niestety nie, a co gorsza - nie mogę na ten temat nic znaleźć na internecie. Poszedłem więc do biblioteki zapytać o literaturę z tego zakresu, jednak odpowiedź bibliotekarki zabrała mi wszelkie nadzieje: "Mamy dużo książek o regułach, ale o regółach słyszę pierwszy raz...". Obdzwoniłem pół miasta, wszelkie znane mi księgarnie internetowe, nawet profesorów uniwersyteckich, ale nikt z nich nie okazał się odpowiednio kompetentny. W ostateczności ratowałoby mnie poszukanie materiałów w języku angielskim, tylko nie bardzo wiem jak to przetłumaczyć? Analogicznie zamiast "rules" to "róles"? Tylko z tego co się orientuję, to w języku angielskim nie występuje znak "ó"...

P.S.
Podpunkt "- ceny np. przykładowe napisane treści oraz aktualizację sklepów" jest na dodatek ciężko zrozumiały, bo nie wiadomo o co chodzi zleceniodawcy. O ceny, o przykładowe treści, czy o aktualizację sklepów? Pewnie chodziło mu o przykładowe realizacje i ich ceny... (ale domyślam się, że owe zdanie było pisane zgodnie z regÓłami, dlatego tak ciężko mi je zrozumieć).

poniedziałek, 18 listopada 2013

Jak liczy agencja reklamowa z Łodzi?

Pewnego sobotniego popołudnia dzwoni do mnie właściciel agencji marketingowej z Łodzi z propozycją PROFESJONALNEGO przeredagowania katalogu prezentującego możliwości produktu informatyczno-medycznego. Brzmi ciekawie. Co prawda rozmówca wydaje się nieco "nieogarnięty", a do tego sam przyznaje, że niespecjalnie zna się na słownictwie "copywriterskim", co w przypadku właściciela agencji reklamowej wydaje mi się dość dziwne. No, ale niech będzie - zlecenie to zlecenie. Zrobić można.

Otrzymuję od niego (mailem) katalog w formacie PDF. Przyznam - zdziwiłem się, bo ów katalog wyglądał dość... no, może nie będę używał mocnych słów, po prostu napiszę: "wyglądał baaardzo amatorsko". Tekst był napisany sztywno, nieciekawie, roił się od błędów, estetyka katalogu nawet nie próbowała udawać, że jest nowoczesna, czy że w ogóle ma coś wspólnego z wyrazem "estetyka". No, ale w tym moja rola, aby wyprowadzić to na odpowiednie tory!

Właściciel "profesjonalnej" agencji reklamowej poprosił jednak w pierwszej kolejności o wycenę.

Myślę sobie, iż na dobry początek wezmę mniej, aby zachęcić agencję do dalszej współpracy - stąd też usługę wyceniłem na 550 zł. Przy czym jednocześnie podałem w mailu informację, iż inni copywriterzy wzięliby za to przynajmniej 800 zł (co zresztą podparłem faktami - linkiem z cennikami). W odpowiedzi otrzymuję maila od oburzonego właściciela, który twierdzi, że znacznie bardziej opłaca mu się zamówić u mnie nowy tekst, niż zlecić przeredagowanie obecnego katalogu, bo wyniosłoby go to tylko 250 zł, a nie 550 zł.

Myślę, skąd on to wziął - owe 250 zł? Przecież nic mu nigdzie takiego nie pisałem!!!

Wiecie skąd wziął? Odjął od 800 zł (cennik innego copywritera) moje 550 zł i mu wyszło 250 zł.

Że co?

Od dziś idąc do salonu samochodowego powiem, że nie chcę używanego samochodu, jaki mają w ofercie, lecz nowy, bo nowy powinien kosztować zaledwie 10.000 zł. Skąd taka cena? No jak to skąd: cena innego używanego auta 35.000 zł minus cena waszego używanego auta 25.000 zł daje w efekcie 10.000 zł... czyli cenę nowego auta z waszego salonu. Logiczne?

Na koniec jeszcze powiem, że Pan Właściciel mocno się oburzył, gdy podesłałem mu cenniki KILKUNASTU różnych copywriterów, żeby rzucił sobie okiem, że to nie są ceny z kosmosu. I że jeśli chce, aby tę pracę wykonał mu gimnazjalista za 15 zł to proszę bardzo, ale wówczas proszę nie oczekiwać profesjonalizmu i dobrych efektów.

W odpowiedzi otrzymałem: "agencje reklamowe nie płacą tyle copywriterom".

To pozostaje mi tylko podsumować: "chyba pańska agencja".

środa, 13 listopada 2013

Busted! - copywriterzy przyłapani na gorącym uczynku!

Nie wszyscy, którzy mianują się mianem copywriterów - są nimi w rzeczywistości.

Nie wszyscy, którzy mówią o sobie "profesjonalista" - mogą tak się nazwać.

Dlatego przyłapuję "profesjonalnych copywriterów" na gorącym uczynku! Z przymrużeniem oka, bo wiadomo - każdemu zdarza się "walnąć błęda".

-------
Poniższe wpisy to oferty kierowane do rozmaitych zleceń umieszczonych na portalu Oferia.pl
-------


Pani Sylwio, nie wątpię, że ma pani bogate doświadczenie w pisaniu tekstów i artykułów, szkoda tylko, że nie zauważyła Pani, iż artykuły to teksty (czyli "teksty" to wyrażenie nadrzędne, zawierające w sobie m.in. artykuły, opowiadania itp.), więc pisząc o "tekstach i artykułach pisze pani coś w rodzaju: "lubię ssaki i lwy" albo "piję piwo i alkohol". I dlaczego w swojej pasji pisania zapomina Pani o "ogonkach"? Mówiąc o samej sobie powinno być "Piszę artykuły...", a nie "Pisze artykuły...". A może na tym właśnie polega unikalność Pani tekstów?

-------


Panie Wojciechu, zanim chętnie podejmie się Pan tego zlecenia, może niech Pan chętnie sięgnie do książki z języka polskiego, choćby po to, aby nauczyć się korzystania ze znaków interpunkcyjnych? Musi Pan zdecydowanie chętniej stawiać przecinki zgodnie z zasadami języka polskiego. Równie chętnie musi Pan stawiać spacje, choćby pomiędzy ostatnim znakiem wyrazu a myślnikiem.

-------


Pani Aniu, może nie jestem ekspertem z języka angielskiego, ale z tego co kojarzę to znają tam przecinki i kropki. Dlatego nie będzie to żadną wymówką, że nie stawia ich Pani w treści swojej oferty tam gdzie trzeba (albo daje ich za dużo "..").

-------


Panie Patryku, co to za odliczanie: 3, 4, 5, 7? Domyślam się, że to ceny, ale określone w jakiej walucie - złotówkach, dolarach amerykańskich czy chorwackich kunach?

-------


Pani Justyno, cieszę się, że ma Pani ambicje naukowe (doktorat z polonistyki), ale dzięki Pani utwierdzam się w przekonaniu, że nauka w Polsce schodzi na psy... Czy wypada, aby doktorant zapominał o ogonkach, jak np. w słowie "Publikuje" (zamiast "Publikuję")?

-------


Pani Anno, taka tylko drobna uwaga - z pewnością licencjat ze specjalności redakcyjno-wydawniczej zobowiązuje Panią, aby pomiędzy "Z poważaniem" a imieniem wstawić jeden malutki przecinek.

-------


Pani Natalio, tylko nie tak szybko, bo nie będzie profesjonalnie i na najwyższym poziomie! W tym pośpiechu zapomniała Pani o przecinku pomiędzy "Zapraszam" a "Natalia".

-------


Panie Arturze, zlepek "2letnie" może i uchodzi w marnej jakości preclach, ale nie przystaje profesjonaliście zajmującego się marketingiem pisanym.

-------


Panie Łukaszu, jako e-biznesmen i profesjonalista w swojej dziedzinie, musi Pan wiedzieć, że pisząc w osobie pierwszej powinno być "oczekuję" zamiast "oczekuje" (taki mały ogonek przy "e", a jaka duża różnica!). Drugi "ogonek", o jakim powinien Pan pamiętać, to przecinek pomiędzy "Pozdrawiam" a "Łukasz".

-------
Ależ ja jestem czepialski, Pani Paulino. Ale przyczepię się... i tak jak Pani poleca swoje usługi, ja polecam Pani stawiać kropkę po skrócie "tys.".

-------

Panie Michale, czy jest Pan człowiekiem zrodzonym z chaosu? Tak wynika z Pańskiej oferty, w której znajduje się wszystko... a przede wszystkim niesamowita ilość myślników. Ani nie jest to napisane zgodnie z zasadami (np. gdzie są spacje pomiędzy wyrazami a myślnikami - czasem ich brakuje), ani nie wygląda zbyt profesjonalnie (nie mówiąc już o estetyce). Proszę się również przyjrzeć treści swojej oferty i odpowiedzieć sobie na pytanie: "gdzie brakuje kropki?".

-------


Dziękuję za uwagę i mam nadzieję, że następnym razem weźmiecie sobie, drodzy Państwo, moje uwagi do serca i po raz drugi nie przyłapię Was na gorącym uczynku!

Przygodę czas zacząć!

Drogi Czytelniku!

Jeśli wydaje Ci się, że reklama to branża cholernie nudna i nie dzieje się w niej nic ciekawego (no może poza kilkoma dobrymi reklamami, które pojawiają się w TV/internecie "raz na ruski rok") to się grubo mylisz. Bo reklama to nie tylko ulotki, krótkie spoty i billboardy. Reklama to również gadżety, pomysły, koncepcje... a przede wszystkim ludzie! To przede wszystkim... niezwykła przygoda. I jak każda inna przygoda i ta ma swoje wzloty i upadki.

I to właśnie o tych wzlotach i upadkach zamierzam dla Państwa pisać. Tu. Na tym blogu.

Zapraszam do lektury!