Przed kilkoma dniami Ministerstwo Spraw Wewnętrznych wrzuciło na swój kanał YouTube film mający zachęcać rodziców do sprawdzania stanu technicznego autobusów, jakimi przewożone są ich dzieci. Film miał zadziałać na emocje. I działa... tylko nie tak jak powinien.
Agencja interaktywna wykonała swoje zadanie, w ogóle się nad nim głębiej nie zastanawiając. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych przyklasnęło pomysłowi, też się w ogóle nad tym nie zastanawiając.
Przecież wrażliwa dorosła osoba utożsamia się z głównym bohaterem, a już na pewno utożsamia się z nim małe dziecko, które może przypadkiem ten film zobaczyć! I jak się ten film kończy? Jego ulubiony bohater, choć w pewnym momencie pojawia się dla niego zwiastun nadziei, po prostu kończy marnie. I w tym momencie dziecko czuje się jeszcze gorzej niż na początku filmu, gdzie jego smutny autobus był tylko smutny (a nie smutny i martwy...).
Domyślam się, że film miał robić wrażenie na rodzicach. Działać na ich emocje. No i działa, ale trochę nie tak jak trzeba. Bo film oburza. Ale że pod tym podpisuje się MSW? No cóż, jaki rząd, taka akcja społeczna.
Zastanówmy się teraz nad jeszcze jednym aspektem. A mianowicie nad pojęciem "niepełnosprawności". Załóżmy, że film ogląda dziecko niepełnosprawne - widzi ono smutny niepełnosprawny autobus, który w ostateczności jest "kasowany". Mało tego, lektor podsumowuje to wydarzenie, że dobrze się stało. Jak ma się poczuć takie dziecko? W końcu utożsamiło się ze smutnym autobusem... i pewnie teraz zastanawia się, czy i ono nie powinno zostać "skasowane". Gratulacje dla agencji reklamowej, która swoje zadanie wykonała w sposób niezwykle kreatywny (niekoniecznie przemyślany) i dla MSW, które nie wykazało się niczym, poza własną głupotą.