środa, 21 maja 2014

(nie)Profesjonalne strony (nie)profesjonalnych copywriterów

Mając dosłownie chwilkę wolnego czasu, pomiędzy kolejnymi zleceniami, rzuciłem sobie okiem na kilka stron różnych copywriterów. Niekoniecznie tych najbardziej znanych. Ale z pewnością tych, którzy określają się jako "profesjonalni" (i, co gorsza, chyba w to wierzą). A czy wiecie, że według niektórych "profesjonalnych" copywriterów owe zajęcie jest... wykształceniem?!?


Ja już takiej copywriterce bym nie zaufał, bo jako takiego wykształcenia "magister copywriter" w Polsce nie ma. W związku z tym można mieć pewne wątpliwości, czy taka osoba nie ma o tym zielonego pojęcia, czy po prostu kłamie. Tak dla sprostowania powiem jedynie, że copywriterem zostaje się raczej z powołania niż z wykształcenia, choć jeśli chodzi o to ostatnie to pomocne tutaj mogą być rozmaite filologie, czy chociażby dziennikarstwo. Ale nie jest to "obowiązkowe".

A co do tego, że copywriting nie jest zabawą to - owszem - nie jest zabawą, jest to w pełni profesjonalna i poważna praca, która wiąże się... z zabawą słowem.

SEO COPYWRITER, KTÓRY KREUJE SŁOWEM

Z kolei na innej stronie rozbawiło mnie w pierwszej kolejności hasło przewodnie owej witryny. "SEO COPYWRITING, czyli KREACJA SŁOWEM" wręcz raziło mnie w oczy.


W czym widzę problem? Ano w tym, że o ile sam copywriting to jak najbardziej kreacja słowem, czy generalnie kreacja i tworzenie, o tyle SEO copywriting to bardziej znajomość mechanizmów robota Google i wiedza na temat tego, jak tworzyć kampanię pozycjonującą konkretną stronę na konkretną frazę, tak aby wyświetlała się ona jak najwyżej w wynikach wyszukiwania. Owszem, tworzy się tutaj teksty, ale one wcale nie muszą być kreatywne, muszą przede wszystkim zawierać odpowiednie frazy kluczowe w odpowiedniej formie i w odpowiednim zestawieniu (nie będę teraz wnikał w szczegóły). Ale pomińmy to, bo i tak na owej stronie najbardziej w oczy mnie ukuło co innego.


A ukuło mnie to, że ktoś, kto określa się jako rzetelny i terminowy copywriter, nie potrafi przyłożyć się do swojej strony internetowej. Nie chodzi mi tutaj o estetykę i treści, ale o podstawowy fakt - o dwie różne czcionki na tej samej podstronie. To razi w oczy! To jest nieestetyczne! Ktoś nierzetelnie prowadzi swoją stronę www... czyżby dobry seo copywriter?

sobota, 17 maja 2014

Uprzejmość (marketingowa)

Tym razem, dla odmiany, napiszę o czymś pozytywnym. O uprzejmości niektórych zleceniodawców, którzy po wybraniu osoby lub firmy do wykonania zlecenia - dziękuje wszystkim uczestnikom "aukcji". To miłe.

Choć obstawiam, że bardziej chodziło o to, aby podesłać po prostu wszystkim ludziom linka do swojej strony internetowej. A skoro Pan był dla nas miły i podziękował nam za chęć współpracy z nim, to dlaczego mielibyśmy nie być tacy mili i nie wejść na jego stronę? A przy okazji może coś kupić...

Tak działa uprzejmość marketingowa. Bądź uprzejmy dla ludzi, tak zdobędziesz ich sympatię. A kiedy już ktoś dobrze o Tobie myśli, choć w niewielkim stopniu, to jesteś o krok od tego, aby coś im skutecznie zaoferować.

Kurde, może sam zacznę tak robić? Nawet zaczynam się zastanawiać nad tym, czy taki człowiek rzeczywiście kogokolwiek wyłonił, czy po prostu "rzucił" na Oferia.pl zlecenie, tylko po to by na końcu rozesłać SPAM do uczestników "aukcji", w ten sposób "legalnie" docierając do szerszej rzeszy potencjalnych klientów, tym bardziej, że oni będą do nas bardziej przychylnie nastawieni, niż inni tradycyjnie zaspamowani ludzie, bo przecież w końcu: "kurde, ja brałem udział w tym, ten gościu mi odpisał, ale fajnie!!!".

Ja nie dałem się na tę sztuczkę nabrać. Aczkolwiek na stronę wszedłem. Tylko i wyłącznie z ciekawości, żeby zobaczyć "co on tam ma". Można więc powiedzieć, że połowiczny sukces facet osiągnął, choć de facto nic nie kupiłem i kupić nie zamierzam. A drugim jego sukcesem jest to, że teraz właśnie o nim piszę...

czwartek, 15 maja 2014

Szukam pracy. Mam CV

Bardzo interesującym jest to, jak niektórzy szukają pracy. Już pomijam przypadki, w których niektórzy czekają na to, aż ktoś się łaskawie do nich zgłosi i zaproponuje im prezesowanie w dużej spółce. Pomijam przede wszystkim dlatego, że chyba każdy na tego typu osobę kiedyś w życiu trafił. Ostatnio miałem okazję podziwiać nieco inny przypadek, który na łamach jednej z grup na Facebooku postanowił zareklamować swoją osobę, jako potencjalnego pracownika. Oczywiście musiał się on czymś wyróżnić, nie jest to wszak jedynie kolejny chętny do roboty. To ktoś więcej! To ktoś lepszy! To ktoś, kto ma... CV.

Co w tym wyjątkowego? Tego nie wiem, ale bez wątpienia delikwent, który to pisał widzi w tym coś niebywałego. No bo w końcu rzadkością jest to, że osoba poszukująca pracę ma CV. Z reguły ma... no nie wiem, pęczek pietruszki, garść błota, albo zdarte etykiety z butelek po piwie. A ten tutaj ma CV! Toż to oryginał i godny podziwu człowiek, którego koniecznie trzeba zatrudnić!


Myślę, że tak kreatywny człowiek nie powinien się w żaden sposób zmarnować i powinien czym prędzej znaleźć pracę w firmie, która wykorzysta jego niebywały potencjał. I nie może to być byle jaka firma! Niechaj będzie to jakaś istna manufaktura kreatywności, bo nie wyobrażam sobie tego człowieka w czymś mniej ambitnym i mniej twórczym! Andrzej na prezydenta!!!

środa, 14 maja 2014

Opóźnienia w pracy

Uwielbiam takich zleceniodawców. Wręcz ich kocham. Mam na myśli ludzi w stylu "najpierw opóźnię, a później poganiam".

Trafiła mi się klientka, całkiem sympatyczna, wesoła, zresztą mieliśmy okazję spotkać się przy herbacie, aby omówić szczegóły naszej współpracy (czy właściwie mojego wykonania zlecenia). Od początku zlecenie wydało mi się ciekawe, bo dawało pole do popisu, jeśli chodzi o kreatywność i możliwości literackie. Lubię takie prace. Wkrótce miałem otrzymać wszystkie niezbędne informacje i materiały, na podstawie których miał powstać tekst o charakterze autobiograficznym. Jednak to "wkrótce" ciągle przesuwało się w terminie...

Przesuwało się... przesuwało... przesuwało... I jeszcze kilka dni... I kolejnych kilka dni... A na koniec jeszcze tylko kilka nieistotnych dni.

Wreszcie otrzymałem materiały! Uff... można usiąść i pisać na spokojnie.

Siadam przy biurku, chwytam materiały w dłoń, czytam, analizuję, myślę i przelewam owe przemyślenia na komputer (zwykle wolę najpierw napisać na kartce, a później przepisać, jednak teraz zależy mi na czasie). Następnego dnia klientka pisze maila z pytaniami: "jak idzie praca", "kiedy będzie koniec"? Trudno na owe pytania odpowiedzieć, bo dopiero przysiadłem do tematu...

Mijają kolejne dwa dni... klientka mnie ponagla. Wieczorem dzwoni i przyspiesza mnie. Następnego dnia niecierpliwi się, że nie skończyłem pracy! I wieczorem znowu wydzwania! Wręcz zaczyna się irytować, wkurzać, że "to tak wolno idzie". Poświęcam na zlecenie coraz więcej czasu, zarywam nocki, robię, żeby było jak najszybciej, mimo że to nie ja na początku opóźniałem przekazywanie informacji i materiałów! Ale to ja dostaję po głowie, bo przecież "tak wolno to idzie".

Nawet najbardziej kreatywny człowiek nie znalazłby sposobu na to, aby przeskoczyć ograniczenia fizyczne i czasowe. Mój organizm też potrzebuje pewnego odpoczynku, aby aktywnie i skutecznie myśleć. Ponadto... piszę bardzo szybko, nawet wielu zawodowych i doświadczonych informatyków odpadało w przedbiegach walcząc ze mną na "ilość znaków na minutę". I choćby moja klientka chciała, żebym pisał 2 mln znaków na minutę - to niestety tego nie zrobię! Nawet jakby oferowała mi miliony...

A właśnie, propo kasy, na koniec klientka do mnie, że nie powinna mi płacić nic za opóźnienia, ale już mi zapłaci pełną sumę, na którą się umawialiśmy, czyli ustalone wcześniej... 200 zł.

"Że k***a co?" 

200 zł? Skąd ona to wzięła? Z sufitu? Z podłogi? Wylosowała na kalkulatorze?

Ręce mi opadły... na klawiaturę. By odpisać, żeby nie płaciła nic. Bo to wszystko z jej strony było żenujące.